,,Lubię słuchać kłamstw kiedy znam prawdę...''
Retrospekcja
-lato 1998
Niska pięcioletnia brunetka dreptała boso po świeżo skoszonym trawniku. Nowe dżinsy dziewczynki były podwinięte do kostek. Białe rękawy ulubionej bluzki zostały pobrudzone przy nadgarstkach. Jej zwinne małe paluszki, zaczęły majstrować przy wiązaniu z rękawów różowego sweterka. Po chwili sweter leżał za nią, a ona pędem udała się w stronę chodnika. Tuż przed furtką, rozejrzała się uważnie, po czym wyszła cicho przed swój bladoróżowy dom. Biegiem ruszyła w lewo. Przepraszając ludzi za wpadanie na nich, udała się w stronę domku na drzewie.
**********
**********
Nie zważając na swoje podrażnione stopy wbiegła do domku ciężko dysząc.
- Przepraszam...za z późnienie...
- Nic się nie stało.- dziewczynka podniosła wzrok na starszego o rok chłopczyka.
- To dobrze.- niebieskooka przeciągnęła się, podchodząc do szafki z zapasowymi butami, wyciągnęła czarne balerinki naciągając je na stopy.
- Co robisz?- jej melodyjny głosik szepnął do ucha ciemnego blondyna.
- Rysuje...możesz mi podać farbki?- spytał nie odwracając wzroku od kartki.
- Mogę ci pomóc?- zapytała podając szarookiemu paletę z farbami.
- Nie bo to niespodzianka...- powiedział na wydechu.
- Ech...- westchnęła wstając z drewnianego krzesełka.
Wyszła na mostek prowadzący do domku i spojrzała w dół.
Usiadła przy krawędzi mostu ze zwisającymi nogami.
Nie wiedziała ile minęło czasu, może sekunda, minuta, a może i godzina...
Poczuła kogoś obok siebie.
Uniosła swoją małą główkę patrząc na chłopczyka.
Podał jej kartkę z rysunkiem dwóch piesków, między którymi znalazło się serce.
- Ale nie użyłeś farbek...- słusznie zauważyła pięciolatka.
- Bo tak wygląda ładniej.
Brunetka w podskokach wstała, zachęcając sześciolatka do zrobienia tego samego.
Dziewczynka rzuciła się na chłopca uroczo przytulając.
Ciemny blondyn na ten gest ucałował ją w czoło.
- Kocham cię Melody...
- Ja ciebie też Boo-Bear...
Nawet nie wiedzieli, że ich szczęście miało prysnąć niczym bańka mydlana za parę lat.
************************************
Teraźniejszość
- lato 2015
- Ja pitole, nie drzyj japy głowa mi pęka!- warknął.
- Przepraszam...za z późnienie...
- Nic się nie stało.- dziewczynka podniosła wzrok na starszego o rok chłopczyka.
- To dobrze.- niebieskooka przeciągnęła się, podchodząc do szafki z zapasowymi butami, wyciągnęła czarne balerinki naciągając je na stopy.
- Co robisz?- jej melodyjny głosik szepnął do ucha ciemnego blondyna.
- Rysuje...możesz mi podać farbki?- spytał nie odwracając wzroku od kartki.
- Mogę ci pomóc?- zapytała podając szarookiemu paletę z farbami.
- Nie bo to niespodzianka...- powiedział na wydechu.
- Ech...- westchnęła wstając z drewnianego krzesełka.
Wyszła na mostek prowadzący do domku i spojrzała w dół.
Usiadła przy krawędzi mostu ze zwisającymi nogami.
Nie wiedziała ile minęło czasu, może sekunda, minuta, a może i godzina...
Poczuła kogoś obok siebie.
Uniosła swoją małą główkę patrząc na chłopczyka.
Podał jej kartkę z rysunkiem dwóch piesków, między którymi znalazło się serce.
- Ale nie użyłeś farbek...- słusznie zauważyła pięciolatka.
- Bo tak wygląda ładniej.
Brunetka w podskokach wstała, zachęcając sześciolatka do zrobienia tego samego.
Dziewczynka rzuciła się na chłopca uroczo przytulając.
Ciemny blondyn na ten gest ucałował ją w czoło.
- Kocham cię Melody...
- Ja ciebie też Boo-Bear...
Nawet nie wiedzieli, że ich szczęście miało prysnąć niczym bańka mydlana za parę lat.
************************************
Teraźniejszość
- lato 2015
Oczami Melody...
Boże czemu tu tak jasno? Przewróciłam się na bok i zauważyłam jakiegoś chłopaka.
Nie najgorszy model...Brunet, całkiem przystojny.
Szturchnęłam go stopom.
- Jeszcze sekundę...- wymamrotał w poduszkę.
- Wstawaj k***a!- syknęłam.
- Czego chcesz- warknął patrząc na mnie swoimi niebieskimi paczadłami.
- Wstawaj jest już...10:00...k***a!- Ja pitole, nie drzyj japy głowa mi pęka!- warknął.
- Moja matka będzie za pół godziny w domu!
- K***a trzeba było tak od razu!
Wstał na równe nogi. Obejrzał się dookoła. Gdy zauważył swoje bokserki naciągnął je na nogi.
Następnie założył granatowe rurki. Na stopy założył czarne Weapon Mid.
Gdy on zapinał koszulę w czarno-czerwoną kratę, ja w czarnej bieliźnie ruszyłam do garderoby.
Wybrałam cekinowy bralet, do tego czarną krótką spódnicę. Dobrałam jeszcze czarną marynarkę.
Wysokie koturny tego samego koloru.
- Jak mam wyjść?- spytał mnie męski głos.
- Ech...Idziesz na sam dół, potem szukasz głównych drzwi. Jak je znajdziesz to wychodzisz i nie wracasz. Jasne...
- Erick.
- Jasne Erick?
- Jak słońce.
- To do nie zobaczenia.- palcem wskazałam mu drzwi, a sama udałam się do łazienki.
Gdy moje bose stopy dotknęły białych i zimnych kafelek, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
Weszłam pod prysznic i puściłam gorącą wodę. Moje ciało maksymalnie się odprężyło.
Po wyjściu z kabiny prysznicowej, owinęłam się białym puchatym ręcznikiem.
Mój wzrok przykuł obraz jakiejś nagiej kobiety, który wisiał na białej ścianie.
Półka na której znajdowały się ręczniki i moje perfumy, została oklejona drewnianym czymś.
Wanna też została tym oklejona. Kawałek jednej ściany tak jak mówiłam, był biały, natomiast reszta została oklejona szarymi kafelkami.
Założyłam czystą bieliznę oraz ciuchy, które wcześniej wybrałam.
Włosy związałam w roztrzepanego koka.
Na uszy założyłam złote kolczyki.
Na prawy nadgarstek nałożyłam czarno-złotom bransoletkę.
Powieki potraktowałam złotym brokatem.
Usta przejechałam krwistoczerwoną szminką.
Rzęsy wydłużyłam mascarom.
Na nadgarstek założyłam złoto-czarną bransoletkę. Choć trochę zakryje moje rany...
Wchodząc do pokoju rozejrzałam się na wszystkie strony.
Na ścianach, wisiały dyplomy i różne nagrody oprawione w ramkę.
Przy drzwiach do garderoby stała półka z różnymi duperelami.
Przed moim dużym łóżkiem w pościel w fioletowo-pomarańczowe pasy, stał taboret na, którym znajdowały się poduszki i plastikowa korona.
Po bokach łóżka, co dziwne zaścielonego, stały dwie białe etażerki, na których stały figurki.
Obok figurek stały dwie białe lampy.
Podchodząc do łóżka, schyliłam się i wyciągnęłam kawałek jasnych paneli.
Sięgając ręką do kwadratowego wyżłobienia w podłodze, wyciągnęłam średniej wielkości zawiniątko.
Znajdowały się tam między innymi moje zdjęcia z dzieciństwa...
Na jednym z nich byłam z moim psem Pino.
To było ostatnie co mi po nim zostało.
Kochałam tego psiaka...A zresztą nadal kocham!
Gdyby nie ten głupi samochód byłby ze mną dłużej...
Na następnym zdjęciu, widniała moja mała rączka gdy miałam zaledwie parę miesięcy, trzymana przez dłoń mojego ojca.
Tak na prawdę nie pamiętam go.
Podobno wyszedł do pracy i już nie wrócił.
Ale ja w to nie wierze...
Nawet nie zauważyłam, że moje palce zacisnęły się na białej części medalika z napisem ,,Friends''.
- Boo-Bear ty też go nosisz prawda?- spytałam w przestrzeń.
Zawinęłam resztę zdjęć w papier, po czym przewiązałam go wstążką.
Wstając z białego fotela, o mal nie potknęłam się o stojak na świece.
Czym prędzej schowałam zdjęcia, następnie zakrywając wyżłobienie w podłodze.
Wychodząc na korytarz, zamknęłam mój pokój na klucz.
Nienawidzę, gdy ktoś pod moją nie obecność, wchodzi do mojego azylu.
Wchodząc do nowoczesnej i przestronnej kuchni, skrzywiłam się.
Ból głowy, nasilał się z każdą sekundą.
Podeszłam szybko do szafek, wyciągając tabletki na ten cholerny ból.
Nalałam do szklanki zimnej wody.
Następnie popiłam szybko dwie kapsułki.
Biorąc jabłko do ręki, udałam się do wyjścia.
- Kuma! Luma! Percy i Momo! - Kuma to samiec i partner Lumy.
Jak widzicie, dorobili się już potomstwa.
Percy i Momo to pięciomiesięczne szczeniaki.
Na to miast, Kuma i Luma mają dwa lata.
Są to psy rasy Husky syberyjski.
Uwielbiam psy, są to moje ulubione zwierzęta.
Odkąd zaczęłam oglądać Scooby doo, marzyłam by mieć psa z każdego gatunku.
Nie bez powodu będę weterynarzem.
Tak, ja bez uczuciowa suka, zamierzam zostać najlepszym weterynarzem, jakim być można.
Wstyd się przyznać, ale na budzik, ustawiłam sobie piosenkę ,,Scooby Doo, where are you?''.
Zapinając czarne smycze, na obrożach psów, odpaliłam papierosa.
Z wieszaka ściągnęłam tylko czarną torebkę przez ramię, do której włożyłam mojego najnowszego iPhona, dwie paczki papierosów z zapalniczką, klucze od domu i portfel.
Zamknęłam dom na klucz, w końcu Fiona ma wrócić wieczorem.
Tak, okłamałam tamtego chłopaka.
Wyznaję zasadę, jeden na jedną noc.
Dlatego chciałam by poszedł sobie jak najszybciej.
Wolnym krokiem ruszyłam w stronę parku.
Ludzie patrzyli na mnie krzywo, ale się przyzwyczaiłam.
W końcu kobieta z papierosem w prawej dłoni, i czterema smyczami, na których znajdowały się dość spore psy, to normalne zjawisko.
Co nie?
Gdy weszłam do parku, psy spuściłam ze smyczy, a sama usiadłam na ławce.
Przymknęłam oczy, czując przyjemne promienie słońca, na mojej bladej skórze.
Ale jak zwykle, nie mogłam cieszyć się ciszą i spokojem dłużej.
Już po chwili, usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
Szybko zaczęłam przeszukiwać moją czarną skórzaną torebkę.
Na wyświetlaczu mojej komórki, pisało Fiona (,,Mama,,).
Przez dłuższą chwilę, zastanawiałam się czy odebrać.
W końcu przejechałam palcem po ekranie.
- Czego?! - Warknęłam do telefonu.
- Jak się z matką witasz? - Spytała z pretensją w głosie.
- Oj! Nie udawaj, że cię to obchodzi. - Westchnęłam zirytowana. Ta może będzie kochającą matkę zgrywać. Jak jej potrzebowałam to miała mnie w dupie! A teraz ma wielkie pretensje do mnie, że cytuję ,,Słońce ty moje, czemu się tak zmieniłaś? Matki już nie kochasz? Zawiodłam się na tobie!''. Taa..
Grać to ona umie...
Ale mnie już nie nabierze.
- Wracam na stałe.
- I co w związku z tym?
- Bo nie jestem sama.
- Że co k***a!
- Bez przekleństw mi tu.
- Ta, ta. A co w związku z tym mam ja?
- On...nie lubi dzieci.
- Ale ja nie jestem dzieckiem
- Ale ja nie mówię, że jesteś dzieckiem!
- Więc? - Pytam z niechęcią.
- Joshua twierdzi, że powinnaś kupić własne mieszkanie i...zacząć żyć samodzielnie.
- I co, mam się wyprowadzić tak?!
- Tak będzie najlepiej dla ciebie.
- Ta na pewno k***a!
- Melody to nie tak...
- A spadaj!
Rozłączając się rzuciłam telefon do torebki.
Westchnęłam sfrustrowana, przeczesując dłonią włosy.
Wiecie co?
Lubię słuchać kłamstw kiedy znam prawdę.
A dlaczego sądzę, że to kolejne kłamstwo?
Odpowiedź jest prosta.
Moja ,,matka'' jeżeli można tak ją nazwać,od dawna chciała się mnie pozbyć.
To ona namówiła mnie na studia aż w Londynie.
Chodź studia weterynaryjne, były w naszym mieście!
Kiedyś byłą normalną matką.
Pytała codziennie co u mnie.
Chodziła ze mną na zakupy.
Po prostu byłą normalną matką!
Zresztą ne ważne.
Teraz mam ją w DUPIE!!!!
----------------------------------------------------------------------------
No i pierwszy rozdział za nami!
Boże! Dzięki Ci, że wena wraca w sporych ilościach!
Niedługo pojawi się kolejny rozdział na tym lub drugim blogu.
Mam nadzieję, że czytało się miło!
A tak między nami...
Kiedyś dacie mi znać co sądzicie o moim blogu, co nie?
- K***a trzeba było tak od razu!
Wstał na równe nogi. Obejrzał się dookoła. Gdy zauważył swoje bokserki naciągnął je na nogi.
Następnie założył granatowe rurki. Na stopy założył czarne Weapon Mid.
Gdy on zapinał koszulę w czarno-czerwoną kratę, ja w czarnej bieliźnie ruszyłam do garderoby.
Wybrałam cekinowy bralet, do tego czarną krótką spódnicę. Dobrałam jeszcze czarną marynarkę.
Wysokie koturny tego samego koloru.
- Jak mam wyjść?- spytał mnie męski głos.
- Ech...Idziesz na sam dół, potem szukasz głównych drzwi. Jak je znajdziesz to wychodzisz i nie wracasz. Jasne...
- Erick.
- Jasne Erick?
- Jak słońce.
- To do nie zobaczenia.- palcem wskazałam mu drzwi, a sama udałam się do łazienki.
Gdy moje bose stopy dotknęły białych i zimnych kafelek, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
Weszłam pod prysznic i puściłam gorącą wodę. Moje ciało maksymalnie się odprężyło.
Po wyjściu z kabiny prysznicowej, owinęłam się białym puchatym ręcznikiem.
Mój wzrok przykuł obraz jakiejś nagiej kobiety, który wisiał na białej ścianie.
Półka na której znajdowały się ręczniki i moje perfumy, została oklejona drewnianym czymś.
Wanna też została tym oklejona. Kawałek jednej ściany tak jak mówiłam, był biały, natomiast reszta została oklejona szarymi kafelkami.
Założyłam czystą bieliznę oraz ciuchy, które wcześniej wybrałam.
Włosy związałam w roztrzepanego koka.
Na uszy założyłam złote kolczyki.
Na prawy nadgarstek nałożyłam czarno-złotom bransoletkę.
Powieki potraktowałam złotym brokatem.
Usta przejechałam krwistoczerwoną szminką.
Rzęsy wydłużyłam mascarom.
Na nadgarstek założyłam złoto-czarną bransoletkę. Choć trochę zakryje moje rany...
Wchodząc do pokoju rozejrzałam się na wszystkie strony.
Na ścianach, wisiały dyplomy i różne nagrody oprawione w ramkę.
Przy drzwiach do garderoby stała półka z różnymi duperelami.
Przed moim dużym łóżkiem w pościel w fioletowo-pomarańczowe pasy, stał taboret na, którym znajdowały się poduszki i plastikowa korona.
Po bokach łóżka, co dziwne zaścielonego, stały dwie białe etażerki, na których stały figurki.
Obok figurek stały dwie białe lampy.
Podchodząc do łóżka, schyliłam się i wyciągnęłam kawałek jasnych paneli.
Sięgając ręką do kwadratowego wyżłobienia w podłodze, wyciągnęłam średniej wielkości zawiniątko.
Znajdowały się tam między innymi moje zdjęcia z dzieciństwa...
Na jednym z nich byłam z moim psem Pino.
To było ostatnie co mi po nim zostało.
Kochałam tego psiaka...A zresztą nadal kocham!
Gdyby nie ten głupi samochód byłby ze mną dłużej...
Na następnym zdjęciu, widniała moja mała rączka gdy miałam zaledwie parę miesięcy, trzymana przez dłoń mojego ojca.
Tak na prawdę nie pamiętam go.
Podobno wyszedł do pracy i już nie wrócił.
Ale ja w to nie wierze...
Nawet nie zauważyłam, że moje palce zacisnęły się na białej części medalika z napisem ,,Friends''.
- Boo-Bear ty też go nosisz prawda?- spytałam w przestrzeń.
Zawinęłam resztę zdjęć w papier, po czym przewiązałam go wstążką.
Wstając z białego fotela, o mal nie potknęłam się o stojak na świece.
Czym prędzej schowałam zdjęcia, następnie zakrywając wyżłobienie w podłodze.
Wychodząc na korytarz, zamknęłam mój pokój na klucz.
Nienawidzę, gdy ktoś pod moją nie obecność, wchodzi do mojego azylu.
Wchodząc do nowoczesnej i przestronnej kuchni, skrzywiłam się.
Ból głowy, nasilał się z każdą sekundą.
Podeszłam szybko do szafek, wyciągając tabletki na ten cholerny ból.
Nalałam do szklanki zimnej wody.
Następnie popiłam szybko dwie kapsułki.
Biorąc jabłko do ręki, udałam się do wyjścia.
- Kuma! Luma! Percy i Momo! - Kuma to samiec i partner Lumy.
Jak widzicie, dorobili się już potomstwa.
Percy i Momo to pięciomiesięczne szczeniaki.
Na to miast, Kuma i Luma mają dwa lata.
Są to psy rasy Husky syberyjski.
Uwielbiam psy, są to moje ulubione zwierzęta.
Odkąd zaczęłam oglądać Scooby doo, marzyłam by mieć psa z każdego gatunku.
Nie bez powodu będę weterynarzem.
Tak, ja bez uczuciowa suka, zamierzam zostać najlepszym weterynarzem, jakim być można.
Wstyd się przyznać, ale na budzik, ustawiłam sobie piosenkę ,,Scooby Doo, where are you?''.
Zapinając czarne smycze, na obrożach psów, odpaliłam papierosa.
Z wieszaka ściągnęłam tylko czarną torebkę przez ramię, do której włożyłam mojego najnowszego iPhona, dwie paczki papierosów z zapalniczką, klucze od domu i portfel.
Zamknęłam dom na klucz, w końcu Fiona ma wrócić wieczorem.
Tak, okłamałam tamtego chłopaka.
Wyznaję zasadę, jeden na jedną noc.
Dlatego chciałam by poszedł sobie jak najszybciej.
Wolnym krokiem ruszyłam w stronę parku.
Ludzie patrzyli na mnie krzywo, ale się przyzwyczaiłam.
W końcu kobieta z papierosem w prawej dłoni, i czterema smyczami, na których znajdowały się dość spore psy, to normalne zjawisko.
Co nie?
Gdy weszłam do parku, psy spuściłam ze smyczy, a sama usiadłam na ławce.
Przymknęłam oczy, czując przyjemne promienie słońca, na mojej bladej skórze.
Ale jak zwykle, nie mogłam cieszyć się ciszą i spokojem dłużej.
Już po chwili, usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
Szybko zaczęłam przeszukiwać moją czarną skórzaną torebkę.
Na wyświetlaczu mojej komórki, pisało Fiona (,,Mama,,).
Przez dłuższą chwilę, zastanawiałam się czy odebrać.
W końcu przejechałam palcem po ekranie.
- Czego?! - Warknęłam do telefonu.
- Jak się z matką witasz? - Spytała z pretensją w głosie.
- Oj! Nie udawaj, że cię to obchodzi. - Westchnęłam zirytowana. Ta może będzie kochającą matkę zgrywać. Jak jej potrzebowałam to miała mnie w dupie! A teraz ma wielkie pretensje do mnie, że cytuję ,,Słońce ty moje, czemu się tak zmieniłaś? Matki już nie kochasz? Zawiodłam się na tobie!''. Taa..
Grać to ona umie...
Ale mnie już nie nabierze.
- Wracam na stałe.
- I co w związku z tym?
- Bo nie jestem sama.
- Że co k***a!
- Bez przekleństw mi tu.
- Ta, ta. A co w związku z tym mam ja?
- On...nie lubi dzieci.
- Ale ja nie jestem dzieckiem
- Ale ja nie mówię, że jesteś dzieckiem!
- Więc? - Pytam z niechęcią.
- Joshua twierdzi, że powinnaś kupić własne mieszkanie i...zacząć żyć samodzielnie.
- I co, mam się wyprowadzić tak?!
- Tak będzie najlepiej dla ciebie.
- Ta na pewno k***a!
- Melody to nie tak...
- A spadaj!
Rozłączając się rzuciłam telefon do torebki.
Westchnęłam sfrustrowana, przeczesując dłonią włosy.
Wiecie co?
Lubię słuchać kłamstw kiedy znam prawdę.
A dlaczego sądzę, że to kolejne kłamstwo?
Odpowiedź jest prosta.
Moja ,,matka'' jeżeli można tak ją nazwać,od dawna chciała się mnie pozbyć.
To ona namówiła mnie na studia aż w Londynie.
Chodź studia weterynaryjne, były w naszym mieście!
Kiedyś byłą normalną matką.
Pytała codziennie co u mnie.
Chodziła ze mną na zakupy.
Po prostu byłą normalną matką!
Zresztą ne ważne.
Teraz mam ją w DUPIE!!!!
----------------------------------------------------------------------------
No i pierwszy rozdział za nami!
Boże! Dzięki Ci, że wena wraca w sporych ilościach!
Niedługo pojawi się kolejny rozdział na tym lub drugim blogu.
Mam nadzieję, że czytało się miło!
A tak między nami...
Kiedyś dacie mi znać co sądzicie o moim blogu, co nie?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz